poniedziałek, 1 stycznia 2018

Talerzyk na opłatek. Część 2

Poniższy artykuł powstał w wyniku przeprowadzonych przeze mnie badań i kwerend. Uprzejmie proszę o respektowanie moich praw autorskich!
W przypadku cytowania fragmentów lub całości artykułu proszę o podanie nazwiska autorki oraz linku do bloga.

Cz. 2 Malarnia
Fot. Archiwum rodziny Bayer
Dopiero w grudniu 2017 roku, wobec zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, pomyślałam, że warto spróbować wznowić poszukiwania (o wcześniejszych poszukiwaniach pisałam tu Część 1 - Poszukiwania ). Od 2007 roku, kiedy to szukałam pierwszych informacji, powstało wiele  nowych bibliotek cyfrowych, udostępniających mnóstwo ciekawych materiałów, w tym archiwalną prasę wydawaną we Lwowie. Poszukiwania prowadziłam teraz w ANNO (Cyfrowa Kolekcja Czasopism Austriackiej Biblioteki Narodowej), POLONIE (Cyfrowa Biblioteka Narodowa) oraz w Jagiellońskiej BC. Dzięki znalezionym tam materiałom mogę dziś przedstawić krótką informację o „Malarni” istniejącej przy firmie handlowej Kazimierza Lewickiego we Lwowie.
Zakład malowania na szkle i porcelanie Kazimierza Lewickiego tzw. „Malarnia” musiał działać już w latach, kiedy firma mieściła się we Lwowie przy ul. Trybunalskiej 6. Niestety, nie udało mi się ustalić dokładnej daty jego powstania. Niewątpliwie wyroby tego zakładu cieszyły się popularnością i renomą już na przełomie XIX/XX wieku, gdyż w kwietniu 1902 roku Gazeta Lwowska na swoich łamach tak pisała o tej wytwórni:
„Niestety, pomimo tak częstych deklamacyj na temat popierania przemysłu krajowego, panuje u nas dziwna jakaś niechęć do wyrobów krajowych. (…) Czas by już był pozbyć się tych tak szkodliwych uprzedzeń. Aby je rozproszyć i przełamać w zakresie ozdobionych malowidłami szkieł i porcelany, wystarczy udać się do sklepu p. Lewickiego i oglądnąć gotowe już wyroby. Są tam piękne, wzorowane na stylu zakopiańskim malowidła na wazonach i słoikach, są przepysznie uchwycone typy ludowe z całej Polski, są artystycznie wykonane krajobrazy z najpiękniejszych naszych miejsc klimatycznych. Wszystko to chwyta za serce i oko nie tylko swojskością tematu, lecz także rzeczywistą wartością artystyczną wykonania.”
W 1902 roku Lewiccy zakładają przy „Malarni” szkołę malowania na szkle i porcelanie, a Gazeta Lwowska z 13 kwietnia 1902 roku informuje:
„Do walki z wyrobami zagranicznymi w zakresie malowideł na szkle i porcelanie, tak drogimi a częstokroć wprost nieestetycznie wykonanymi, staje obecnie lwowska firma Kazimierza Lewickiego, która obecnie założyła u siebie szkołę malowania na szkle i porcelanie. Ci, którzy mieli sposobność oglądać wykonane w tej fabryce malowidła, nie mają wątpliwości, że jeżeli rezultat walki konkurencyjnej zawisły będzie od jakości artystycznego wykonania i taniości wyrobów, zwycięstwo w tej walce przypadnie w udziale firmie lwowskiej.”
W styczniu 1903 roku Lewiccy otrzymują pożyczkę z Wydziału Krajowego, ze stałego funduszu przemysłowego, w wysokości 20 000 koron na rozszerzenie zakładu malowania na szkle i porcelanie. Pożyczka oprocentowana na 3 % miała być spłacana w 20 ratach kwartalnych począwszy od 1 stycznia 1904 roku. Przy czym Kurier Lwowski, gdzie ta informacja się pojawiła, napisał tak:
„Jest to w kraju zupełnie nowa gałąź przemysłu a polega na malowaniu białej, głównie czeskiej porcelany, na wypalaniu naczyń malowanych i puszczaniu w obieg tak uszlachetnionych wyrobów. To samo dotyczy wyrobów szklannych. Szkło bezbarwne białe lub o jednolitem zabarwieniu poddaje się malowaniu, następnie wypalaniu.”
Tu Kurier Lwowski trochę się mylił, gdyż na swoich łamach informował już w lipcu 1888 roku (15 lat wcześniej) o powstałym we Lwowie zakładzie malowania na szkle i porcelanie panien Janiszewskich. W Krakowie w 1897 roku istniała podobna Malarnia prowadzona przez Hirscha Chajesa na ul. Starowiślnej 46. Niewątpliwie nikt wcześniej nie uruchomił zakładu malowania na porcelanie z produkcją na taką skalę jak Lewiccy.
W tym czasie właściciele firmy kupują kamienicę przy Placu Mariackim 10. W samym centrum Lwowa, przy jednym z głównych placów Śródmieścia, naprzeciwko słynnego Hotelu Georgea. W lipcu 1903 roku przenoszą swój sklep, skład towaru oraz Malarnię do nowej siedziby, o czym informują klientów w licznych, prasowych ogłoszeniach. A jesienią następnego roku następuje całkowite zamknięcie handlu w lokalu przy ul. Trybunalskiej 6.
ANNO - Kurier Lwowski 3VII1903r.
W niedzielę 25 grudnia 1904 roku, w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, Kurier Lwowski zamieszcza informację: 
„Talerzyki na opłatki wykonane zostały w pracowni malarskiej p. Kazimierza Lewickiego we Lwowie. Na porcelanowym talerzu, malowanym we wzory zakopiańskie, leży w środku opłatek świąteczny. P. Lewicki przygotowuje serwisy porcelanowe podług rysunku Tadeusza Rybkowskiego.”
Nie muszę chyba mówić, jak bardzo ucieszyła mnie ta informacja. Miałam trochę wątpliwości, czy artysta malarz Tadeusz Rybkowski na pewno jest autorem projektu malunku na talerzyku, ponieważ w Kurierze Lwowskim nie jest to wyraźnie napisane. Serwisy porcelanowe to coś innego niż pojedynczy, świąteczny talerzyk. Moje wątpliwości pomógł rozwiać przypadek.
W Wigilię 2017 roku, na swoim profilu na Facebooku, p. Tomasz Kuba Kozłowski, autor „Opowieści z Kresów” i koordynator Warszawskiej Inicjatywy Kresowej, opublikował życzenia ilustrując je pocztówką świąteczną wysłaną do Lwowa 20 grudnia 1904 roku, a ozdobioną grafiką autorstwa Tadeusza Rybkowskiego. Wystarczy popatrzeć na tę pocztówkę oraz na malunek na talerzyku, żeby stwierdzić, że autorem obu prac jest jedna i ta sama osoba.
Lwów - pocztówka świąteczna z 1904r. T. Rybkowskiego
Z kolekcji Tomasza Kuby Kozłowskiego
Z archiwum rodziny Bayerów
Ogłoszenia prasowe reklamujące talerzyki na opłatki z firmy Kazimierza Lewickiego ukazywały się w okresie przedświątecznym dopiero od 1906 roku w Słowie Polskim, a w latach 1907-1909 w Kurierze Lwowskim. Produkowano je w trzech rozmiarach i bardzo żałuję, że w ogłoszeniach prasowych nie podano ich średnicy. Cena talerzyków zależna była od ich wielkości i w latach 1906-1907 wynosiła odpowiednio: -45, -60, -75 ct, a w latach 1908-1909: -90, 1,20, 1,50 K.
ANNO - Kurier Lwowski 13 XII 1909r.
W latach 1904–1909, w czasie kiedy talerzyki były reklamowane w prasie, mój dziadek Ludwik Bayer mieszkał we Lwowie ze swoją drugą żona Heleną z Iwańskich, którą poślubił 28 czerwca 1904 roku. W kwietniu 1905 roku urodził się ich pierworodny syn Stanisław, w listopadzie 1906 roku córka Zofia, a w grudniu 1909 córka Jadwiga. Ludwik był wówczas urzędnikiem, oficyantem kancelaryjnym, pracował w Biurze Egzekucyjnym przy C.k. Administracji podatków we Lwowie mieszczącym się przy Placu Cłowym 1, u wylotu ul. Łyczakowskiej. Do 1908 roku razem z rodziną mieszkał na ul. Inwalidów, na Kleparowie. Wracając z biura przechodził przez Plac Mariacki, gdzie znajdował się sklep Kazimierza Lewickiego z olbrzymią i przyciągającą uwagę wystawą. W taki oto sposób talerzyk na opłatek z firmy Kazimierza Lewickiego najprawdopodobniej znalazł się w posiadaniu mojego dziadka.
Malarnia oraz sklep Lewickich funkcjonowały w kamienicy przy Placu Mariackim do września 1939 roku. II Wojna Światowa unicestwiła zarówno zakład malowania we Lwowie, jak i wytwórnię fajansów w Pacykowie. Kamienica Lewickich w czasie wojny została uszkodzona, a po zakończeniu działań wojennych nie odbudowano jej. Rozebrano ją ostatecznie w styczniu 1998 roku. W tym miejscu jeden z banków wybudował swoją siedzibę - nowoczesny budynek zupełnie nie pasujący do otoczenia. Pomimo, że  byłam we Lwowie kilkukrotnie, nie mam zdjęcia tego fragmentu Pl. Mariackiego. Tak okropnie wygląda nowy budynek ze sztucznego marmuru i szkła w otoczeniu secesyjnych kamienic. Wolę go pamiętać takim, jaki zachował się na archiwalnych zdjęciach
Lwów 1917 r. - Fot. z archiwum rodziny Bayer
Pl. Mariacki z pomnikiem A. Mickiewicza i kamienicą Lewickich w tle
Natomiast mojego dziadka  koleje losu zaprowadziły w latach I Wojny Światowej do Zamościa. Już po wojnie poznał moją babcię Weronikę z Kołtuniaków i ożenił się z nią 14 lutego 1920 roku jako poczwórny wdowiec. Talerzyk przetrwał lata Wielkiej Wojny, liczne dziadkowe przeprowadzki, a po jego śmierci w 1938 roku pozostał z babcią Weroniką. Musiał być dla niej cenną pamiątką, gdyż ochroniła go przed zniszczeniem nawet w czasie przymusowego przesiedlania podczas okupacji niemieckiej w 1941 roku. Mój ojciec przywiózł ten talerzyk do Warszawy dopiero po jej śmierci. Po jego odejściu do świata przodków 28 września 2016 roku, talerzyk przywędrował do mnie. Już po raz drugi zajął  główne miejsce na stole w czasie rodzinnej wieczerzy wigilijnej.
Jest jedną z ciekawszych lwowskich pamiątek.
Wigilia 2017 r.  Fot. K. Smykowski

PS. Bardzo dziękuję p. Tomaszowi Kubie Kozłowskiemu za udostępnienie skanu świątecznej pocztówki

11 komentarzy:

  1. Niezwykle ciekawa powieść. Wcześniej nie wiedziałam, że były specjalne talerzyki na opłatki. U nasz zawsze się kładło na białym, bez ozdób. Musisz chronić ten talerzyk jak największy skarb.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała przygoda z historią! Podziwiam i trochę zazdroszczę bo Powstanie Warszawskie zmiotło wszystkie rodzinne pamiątki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Andrzeju :-) Niedużo się zachowało, ale na szczęście troszkę jest

      Usuń
  3. Piękna opowieść wigilijna, Moniko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowna Pani
    poszukując informacji o Pacykowie trafiłam na Pani opowieść - jest bardzo ciekawa. Gratuluję wytrwałości. W muzeum w Szamotułach od 8 listopada prezentujemy wystawę o Pacykowie (ok 230 figur w ekspozycji). Pozdrawiam kustosz Monika Romanowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za miłe słowa. Bardzo żałuję, że Szamotuły nie znajdują się nieco bliżej Warszawy. Chętnie bym obejrzała wystawę poświęconą wyrobom z wytwórni fajansu w Pacykowie. Pozdrawiam Monika Bayer-Smykowska

      Usuń
  5. Tekst ważny, ale mimo bardzo wielu nowych informacji zawiera kilka nieścisłości - najważniejszym jest - kamienica przy Pl. Mariackim wcale nie uległa zniszczeniu podczas wojny, przetrwała wojnę w stanie idealnym. Około 1 połowy lat 80 została nadbudowana o jedną kondygnację. Została podpalona u schyłku lat 90, potem stopniowo rozebrana. Także bardziej skomplikowane są dzieje kolejnych pokoleń rodziny Lewickich - kilka kolejnych osób połączono razem. Gratuluje poszukiwań i wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo bym prosiła o kontakt na adres bayerek[at]gmail.com, chętnie porównam źródła i sprostuję ew. nieścisłości.

    Na marginesie - moje artykuły podpisuję imieniem i dwoma nazwiskami. Nie jestem anonimowa, łatwo znaleźć mnie w necie i nawiązać kontakt. Komentując, a zwłaszcza zgłaszając uwagi do tekstu, wypadało by również podać swoje nazwisko szanowny Unknown!
    Pozdrawiam
    Monika Bayer-Smykowska

    OdpowiedzUsuń
  7. ...świetna opowieść :) Pozdrawiam Lewicki

    OdpowiedzUsuń