Władysław Bayer de Werba - Lwów 5 maja 1902 r. Fot. - Archiwum rodzinne |
Władysław Bayer de Werba (23.06.1855 Lwów – 21.06.1917 Lwów) - mój pradziad.
Był skrzypkiem, dyrygentem, prowadził we Lwowie własny
zespół instrumentalny, z którym koncertował nie tylko we Lwowie, ale również we
Wiedniu i w Petersburgu. Od końca XIX wieku, od czasu przedwczesnej śmierci
żony Marii, udzielał również lekcji gry na skrzypcach. Z przekazów rodzinnych
wiadomo, że posiadał wysokiej klasy skrzypce koncertowe.
Niewiele wiem na temat działalności zawodowej mojego pradziada. W domowym
archiwum nie zachowały się żadne dokumenty dotyczące jego działalności
muzycznej, a jedynie jego portretowe zdjęcie ze skrzypcami, wykonane we
Lwowie 5 maja 1902 roku w zakładzie fotograficznym T. Bahrynowicza.
Wielokrotnie przeszukiwałam lwowską prasę z ostatniego ćwierćwiecza XIX
wieku oraz pierwszych lat wieku XX, ale nie znalazłam żadnej wzmianki czy
reklamy jego dotyczącej.
Działalność koncertową pradziada Władysława prezentuje natomiast pocztówka
wydana we Lwowie w pierwszych latach XX
wieku nakładem fotografa Marka Munza.
Kapela Narodowa pod dyrekcją Heleny Bayer de Werba - Lwów pocz. XX w. Pocztówka z kolekcji Tomasza Kuby Kozłowskiego |
Widokówka ta przedstawia "Kapelę Narodową pod dyrekcją Heleny Bayer de
Werba", w skład której wchodzili między innymi: pradziad Władysław Bayer - skrzypce (siedzi w środku),
a także jego dzieci: Ludwik, Maria i Helena.
Dydaktyczną działalność Władysława potwierdzają zapisy w Księgach
Adresowych Lwowa z lat 1902, 1910 i 1913, w których wymieniany jest jako
nauczyciel muzyki, mieszkający pod różnymi adresami. W Księdze adresowej Lwowa
na rok 1916 już nie występuje. Ciężko chory, mieszkał wówczas u córki Heleny
Dostalowej na ul. Słodowej.
W 1917 roku, w wieczornym wydaniu
Kuriera Lwowskiego Nr 289 z dnia 21 czerwca, zamieszczono wzmiankę
o jego zgonie:
"We
Lwowie zmarł wczoraj w 62 roku życia Władysław Werba, dyrygent kapeli
mieszanej, która grywała w wielu restauracjach i kawiarniach lwowskich."
Po śmierci Władysława skrzypce odziedziczył jego jedyny syn, a mój dziadek
- Ludwik Bayer (1877-1938). Dziadek
Ludwik posiadał wykształcenie muzyczne, grał na skrzypcach i na klarnecie,
grywał w różnych lwowskich zespołach instrumentalnych. Jego muzyczne
umiejętności wykorzystała też ck. armia w latach Wielkiej Wojny. Po prawie roku
służby w oddziałach etapowych w Karpatach i w Karyntii, wiosną 1915 r. został
przydzielony do orkiestry pułkowej, dającej koncerty w szpitalach polowych na
zapleczu frontu włoskiego.
Ludwik Bayer był również urzędnikiem skarbowym - od 1903 roku pracował w
Ck. Dyrekcji Skarbu we Lwowie, a w połowie 1916 roku, po zwolnieniu ze służby
frontowej, został przeniesiony do znajdującego się pod zarządem Ck. Wojskowego
Gubernatorstwa w Lublinie - Urzędu Skarbowego w Zamościu. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości dziadek
pozostał w Zamościu, nadal pracując w tutejszym Urzędzie Skarbowym, osiągając
stanowisko Sekretarza Urzędu. Ponownie się
tutaj ożenił, sprowadził dzieci ze Lwowa i wrósł w środowisko Zamościan.
W 1917 roku, po śmierci swego ojca Władysława,
Ludwik przywiózł cenne skrzypce do Zamościa. Mój
ojciec nie przypominał sobie, aby dziadek Ludwik kiedykolwiek na nich grał.
Podobno w czasie wojny nabawił się kontuzji nadgarstka, co uniemożliwiało grę.
W czasie kryzysu gospodarczego, z dniem 1 lipca
1929 roku, dziadek Ludwik został przeniesiony na emeryturę, chociaż miał
dopiero 52 lata. Emerytura nie dość, że dużo niższa od wcześniejszych poborów
sekretarza US, to na dodatek bardzo szybko została zmniejszona (przestano
uwzględniać okres pracy przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości). W tej sytuacji dziadek Ludwik zdecydował się na sprzedaż
skrzypiec.
Tata mój, chociaż był wówczas małym chłopcem, dobrze pamiętał czas, kiedy
jego ojciec sprzedawał skrzypce: wizyty potencjalnych kupców, odwiedziny
sąsiadów, zachwyty nad instrumentem - wszystko to musiało na nim wywrzeć silne
wrażenie, skoro wydarzenie to wspominał u schyłku swojego życia, mając prawie
90 lat. Nie pamiętał jednak kto kupił skrzypce jego dziadka (bardzo możliwe, że
nawet tego nie wiedział), ani nie znał dalszych ich losów.
I przez długi czas historia skrzypiec pradziadka Władysława kończyła się
dla mnie na wspomnieniach mojego taty.
Ale ……..
Kilkanaście lat temu, wiosną 2008 roku, przeglądając w Bibliotece Narodowej
różne publikacje dotyczące Zamościa, wertowałam również „Encyklopedię Miasta Zamościa” autorstwa p. Andrzeja Kędziory,
ówczesnego dyrektora Archiwum Państwowego w Zamościu. Książka była i jest
zupełnie nie do kupienia (obecnie istnieje wersja internetowa –
Zamosciopedia.pl), jej nakład wyczerpał się błyskawicznie po ukazaniu się na
rynku, rzadko też pojawia się na portalach aukcyjnych. Czytałam hasła swoją
treścią związane z życiem i działalnością moich przodków w Zamościu: Nowa
Osada, ulice: Listopadowa i Spadek (gdzie mieszkali), szkoły powszechne oraz
gimnazja (gdzie uczyli się młodzi Bayerowie), Urząd Skarbowy, Ubezpieczalnia,
Sąd Okręgowy (gdzie pracowali w latach międzywojennych), a także wiele innych.
Sięgnęłam też do hasła „Muzyka”, bo przecież dziadek – muzyk, i trafiłam tu na
bardzo ciekawą informację. Otóż autor Encyklopedii
odnotował, że w 1929 roku ktoś sprzedawał w Zamościu cenne skrzypce Guarnerius.
Skontaktowałam się z p. dyrektorem Andrzejem Kędziorą i otrzymałam
informację, że to było ogłoszenie o sprzedaży instrumentu, zamieszczone w
jednym z numerów „Słowa Zamojskiego” z 1929 roku. Pan dyrektor nie miał kopii
tego ogłoszenia, a archiwalny numer gazety przeglądał w bibliotece Muzeum
Zamojskiego. Ponieważ Biblioteka Narodowa nie posiadała tego rocznika „Słowa
Zamojskiego”, napisałam maila do Muzeum Zamojskiego i po kilku dniach byłam szczęśliwą posiadaczką skanów poszukiwanej gazety.
I oto w niedzielę, 10 listopada 1929 roku w "Słowie Zamojskim" na str. 6, ukazało się następujące ogłoszenie: "Do sprzedania. 100-letni "Guarnerius" skrzypce orkiestrowe w b. dobrym stanie. Wiadomość w administracji "Słowa Zamojskiego"
"Słowo Zamojskie" Nr 5 z dn. 10 listopada 1929 r Biblioteka Muzeum Zamojskiego w Zamościu |
Niestety, nie zachowała się dokumentacja redakcji „Słowa Zamojskiego”,
dlatego tak na 100% nie mogę
potwierdzić, że to Ludwik Bayer dał ogłoszenie do gazety. Z drugiej jednak
strony, ile takich skrzypiec mogło być w posiadaniu mieszkańców Zamościa.
Zainteresowałam się natomiast rodzajem instrumentu i już po przeczytaniu
pierwszego artykułu o skrzypcach Guarnerius, pojawił się kolejny problem. Gdyby
to były tej klasy skrzypce, to w roku sprzedaży miałyby prawie 200 lat, a nie
100 jak podano w ogłoszeniu. Pytanie, czy to dziadek Ludwik nie miał
świadomości ile lat mają skrzypce, czy też nie był to Guarnerius, pozostaje do dziś bez odpowiedzi.
Zwróciłam się jeszcze z pytaniem do Polskiego Związku Lutników, czy na
podstawie zdjęć będą w stanie określić rodzaj skrzypiec: Guarnerius, a może wysokiej klasy instrument wzorowany tylko na Guarneriusach, a pochodzący z jednego z czeskich warsztatów lutniczych. Ale odpowiedź była
odmowna. Poradzili mi, żebym przyniosła instrument, to go obejrzą i wydadzą
opinię.
Bardzo chętnie przyniosłabym im skrzypce. Gdybym je tylko miała!
Rok później, w maju 2009 roku,
nabyłam w księgarni Domu Spotkań z Historią w Warszawie nowe, dwutomowe
wydanie dzienników dr Zygmunta Klukowskiego (lekarza pracującego w
szpitalu w Szczebrzeszynie) : "Zamojszczyzna:
Tom I 1918 - 1943; Tom II 1944 - 1954"
Czytałam „Zamojszczyznę…” nastawiając się na wyszukiwanie informacji o działalności Armii Krajowej w tym regionie, gdyż do jednego z tamtejszych oddziałów AK należał najstarszy brat mojego taty – Stanisław Bayer. Toteż z ogromnym zaskoczeniem przeczytałam notatkę dr. Klukowskiego z dnia 30 maja 1943 r.:
"Słyszymy
coraz częstsze opowiadania o Niemcach, o ich strachu przed napadami i
niedwuznacznym zachwianiu wiary w zwycięstwo. Między innymi osławiony gestapowiec Mazuryk w Zamościu tez
czuje się coraz bardziej niepewnie. Ostatnio przywiózł do Zwierzyńca jakieś wyjątkowo cenne skrzypce i
prosił swego dawnego nauczyciela Splewińskiego o przechowanie ich. Mówił
przy tym, że nie wierzy już, aby sam mógł wyjść cało i chciałby choć te
skrzypce przekazać synowi."
Dr Zygmunt Klukowski wspomina tutaj Bolesława
Mazuryka, tłumacza zamojskiego gestapo, znanego w Zamościu i okolicach. Bolesław Mazuryk (przed wojną – Mazurek) w latach
30-tych XX wieku był nauczycielem muzyki w Szkole Powszechnej Nr 2 w
Zamościu-Nowej Osadzie (uczył mojego ojca) oraz w zamojskim Gimnazjum
Handlowym. Prowadził też w Zamościu zespół mandolinistów, a także udzielał prywatnych
lekcji muzyki.
Dziadek Ludwik Bayer przyjaźnił się z Bolesławem
Mazurkiem i jak wspominał mój ojciec - "była to znajomość z kręgu
muzycznych znajomych mojego ojca". Bardzo prawdopodobnym jest więc, że to
właśnie Bolesław Mazuryk kupił skrzypce Guarnerius od mojego dziadka Ludwika.
Dużo wcześniej, jeszcze zanim znalazłam informację
w „Dziennikach” dr Klukowskiego, tata mój kilkakrotnie opowiadał mi taką
historię:
"W
czasie okupacji hitlerowskiej wujek Kazik (Kazimierz
Bayer s. Ludwika - przyrodni brat mojego ojca mieszkający w Chełmie), przyjechał w odwiedziny do nas, do
Zamościa. Przypadkowo na ulicy spotkał gestapowca Mazurka, dawnego znajomego
naszego ojca Ludwika; Mazurek był w pełnym, hitlerowskim
umundurowaniu. Kazimierz przyszedł do domu bardzo zdenerwowany, ponieważ Mazurek witał
się z nim serdecznie, przez podanie ręki, i miał ochotę na dłuższą pogawędkę,
zapraszał do siebie do domu. Gdyby to zauważył ktoś ze znajomych, działających
w podziemiu, Kazik mógłby mieć kłopoty."
Ojciec mój jednoznacznie negatywnie oceniał
Bolesława Mazuryka. Tymczasem czytając publikacje poświęcone okresowi okupacji
hitlerowskiej w Zamościu, znajdowałam o nim różne opinie. Najlepiej podsumował je, nieżyjący już
niestety, regionalista zamojski - p. Krzysztof Czubara w swoim artykule „Polacy w służbie w Gestapo”,
opublikowanym w Tygodniku Zamojskim 6 sierpnia 2003 roku. Fragment poświęcony
Bolesławowi Mazurykowi pozwolę sobie zacytować tu w całości:
„Najbardziej kontrowersyjną postacią w zamojskim gestapo był tłumacz Bolesław Mazuryk, przed wojną nauczyciel muzyki w Gimnazjum Handlowym i Szkole Podstawowej Nr 7. Spór na temat jego roli w służbie niemieckiej trwał jeszcze długo po wojnie. Jedni uznawali go za renegata i oprawcę, a inni za wybawcę i samarytanina.
„Najbardziej kontrowersyjną postacią w zamojskim gestapo był tłumacz Bolesław Mazuryk, przed wojną nauczyciel muzyki w Gimnazjum Handlowym i Szkole Podstawowej Nr 7. Spór na temat jego roli w służbie niemieckiej trwał jeszcze długo po wojnie. Jedni uznawali go za renegata i oprawcę, a inni za wybawcę i samarytanina.
Jan Grygiel, szef wywiadu w Zamojskim Inspektoracie
AK, wspomina, że Mazuryk odmówił współpracy z jednym z członków podziemia, ale
jednocześnie podaje przykłady jego patriotycznej postawy. Według Grygla,
Mazuryk uratował od wywiezienia do obozu aresztowanego w 1943 r. Jerzego Karlińskiego
„Miraxa” i zapobiegł aresztowaniu dr Konstantego Łastowieckiego, niszcząc
dostarczony do gestapo anonim. Skądinąd wiadomo, że pomógł Jadwidze Leczyckiej,
sekretarce sądowej, łączniczce wywiadu akowskiego i oficerowi kontrwywiadu AK.
Uwolnił ją z aresztu. Uratował też od śmierci na Rotundzie plut. Franciszka
Borka z Hajownik. Aresztowano go za pomoc zbiegłemu jeńcowi sowieckiemu. Kiedy
jedna z córek Borka prosiła gestapowców o darowanie ojcu życia, Mazuryk obiecał
„nie płacz dziecko, twój ojciec wróci do domu”. I dotrzymał słowa. Po rocznym
pobycie w więzieniu jej ojciec został zwolniony.
W 1943 roku Mazuryka przeniesiono do Chełma. Tam
został aresztowany za udzielanie pomocy więźniom i osadzony na Zamku w
Lublinie. "Opuścił Zamek w transporcie więźniów 20 lipca 1944 roku.
Opowiadano później, że uciekł z kolumny ewakuacyjnej.” – wspomina więzień
lubelskiego Zamku Konrad Abraszewski z Zamościa.
Opowieść o Mazuryku nie byłaby pełna, gdyby nie
wspomnieć o jego związkach z Abwehrą i Oddziałem II Sztabu Generalnego WP. Wiele wskazuje na to, że ten nauczyciel
muzyki, a później tłumacz, był agentem
polskiego wywiadu.”
Nie znam dalszych losów Bolesława Mazuryka i jego rodziny. Wiem tylko, że on sam przeżył wojnę, ponieważ w latach 60-tych XX wieku zeznawał przed Okręgową Komisją d/s Badania Zbrodni Hitlerowskich w Lublinie, na procesie w/s gestapo w Zamościu. Dzięki jego zeznaniom było możliwe odtworzenie składu osobowego zamojskiej placówki i postawienie przed sądem kilku z zamojskich gestapowców. Nie wiem jednak, czy wrócił na Zamojszczyznę i czy odebrał skrzypce od prof. Splewińskiego ze Zwierzyńca.
Próbowałam
jeszcze dotrzeć do rodziny prof. Splewińskiego, w nadziei, że może oni będą
pamiętać historię cennych skrzypiec. W książce
"Encyklopedia ludzi Zamościa"
Andrzeja Kędziory (obecnie Zamosciopedia.pl) znalazłam podstawowe informacje o
Stanisławie i Wacławie Splewińskich (ojciec i syn) - muzykach, skrzypkach
mieszkających w Zwierzyńcu. Z ich biogramów wynikało, że po II Wojnie
Światowej przenieśli się z Zamojszczyzny do Bydgoszczy. Szukając informacji o
nich, dotarłam do artykułu p. Eleonory Sienkiewicz-Bloch: "Sylwetki długoletnich dyrektorów szkół
muzycznych w Bydgoszczy: Helena Stefania Sempołowicz i Wacław Splewiński".
Z lektury tego artykułu wynikało, że prof. Wacław Splewiński (zmarły w 1974 r)
był ostatnim przedstawicielem tej gałęzi rodziny Splewińskich oraz że autorka
posiada liczne materiały archiwalne dotyczące prof. Splewińskiego. Za
pośrednictwem Akademii Muzycznej w Bydgoszczy nawiązałam kontakt z p. Eleonorą
i przedstawiłam jej historię skrzypiec mojego pradziadka. Otrzymałam przemiłą
odpowiedź, z której jednak wynikało, że pomimo przeprowadzonych rozmów z
osobami, które pamiętały prof. Splewińskiego, a także sprawdzenia pamiętnika
profesora, w którym opisał on okres pobytu rodziny na Zamojszczyźnie, nie udało
się p. Eleonorze Sienkiewicz-Bloch, znaleźć żadnej informacji, czy wzmianki o
cennych skrzypcach, które profesor dostał na przechowanie.
W taki oto sposób, bez happy endu, zakończyłam poszukiwania skrzypiec
mojego pradziadka.
Pomimo wszystko: pomimo braku jakiegokolwiek ich powojennego śladu, pomimo
obawy, że skrzypce zaginęły lub uległy zniszczeniu w czasie
działań wojennych latem 1944 roku, wciąż mam nadzieję, że gdzieś istnieją.
Mam też nadzieję, że kiedyś odezwie
się do mnie ktoś, kto będzie znał ich dalsze dzieje.
Monika Bayer-Smykowska
Bibliografia:
Księga Adresowa Lwowa na rok 1902 - Wielkopolska BC
Księgi Adresowe Lwowa na rok 1910 i 1913 - Śląska BC
Księga Adresowa Lwowa na rok 1902 - Wielkopolska BC
Księgi Adresowe Lwowa na rok 1910 i 1913 - Śląska BC
Kurier
Lwowski Nr 289 wyd. wieczorne z dn. 21.06.1917 r.: http://anno.onb.ac.at/
Klukowski
Zygmunt, Zamojszczyzna: Tom I 1918 - 1943; Tom II 1944 – 1954, Warszawa 2007
Kędziora
Andrzej, Encyklopedia Miasta Zamościa, Chełm 2000
Kędziora
Andrzej, Encyklopedia Ludzi Zamościa, Zamość 2007
Kędziora
Andrzej, http://www.zamosciopedia.pl/ dostęp 8.07.2019
„Rodzina Kwiatkowskich” [W mistrzowskim cyklu Roberta Horbaczewskiego] - Kronika Tygodnia z 27.12.2016 r
https://www.kronikatygodnia.pl/- dostęp 12.07.2019
Oleszek Tadeusz "Mój udział w konspiracji i walkach partyzanckich w Obwodzie Zamojskim" [w:] Okruchy wspomnień z AK R. 9 Nr 33
Radziejewski Krzysztof "Kontrwywiadowcza charakterystyka Zamościa w 1956 r." [w:] Archiwariusz Zamojski 2010
„Rodzina Kwiatkowskich” [W mistrzowskim cyklu Roberta Horbaczewskiego] - Kronika Tygodnia z 27.12.2016 r
https://www.kronikatygodnia.pl/- dostęp 12.07.2019
Radziejewski Krzysztof "Kontrwywiadowcza charakterystyka Zamościa w 1956 r." [w:] Archiwariusz Zamojski 2010
Sienkiewicz-Bloch Eleonora: Sylwetki długoletnich
dyrektorów szkół muzycznych w Bydgoszczy, s. 73–100 [w:] Twórcy i animatorzy
muzyki na Pomorzu i Kujawach. Zeszyty Naukowe Akademii Muzycznej, nr 16.
Bydgoszcz, 2002
Tygodnik
Zamojski z dn. 6.08.2003 r.
Zeszyty Majdanka, Tom 5, 1971 r.
Ale historia. Czytałam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu !
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńByć może nie jest to stracona historia. Właśnie zajmuję się przypadkowo historią pana Bolesława Mazuryka i jego orkiestry dziecięcej w Lipiu k/ Grójca na Mazowszu. Przybył tam jako nauczyciel muzyki z Zamościa i założył zespół mandolinowy, a potem orkiestrę dziecięcą w szkole podstawowej w Lipiu. Dopiero zaczynam wgłębiać się w tę historię. To jest jednak znaczący ślad do tej Pani historii.
UsuńŚwietny artykuł. Widać ile pracy włożyłaś w poszukiwania. No i Pani dyrygent Helena Bayer de Werba ...
OdpowiedzUsuńDziękuję! To są lata pracy i zbierania okruchów informacji. Bardzo pomocna była Zamosciopedia. A Helena była siostrą mojego dziadka Ludwika Bayera :-)
Usuń:)
OdpowiedzUsuńTeż chciałbym mieć przodków muzykantów. Tymczasem często to właśnie nauka gry na skrzypcach http://smszymanowski.pl/nauka-gry-na-skrzypcach/ wprowadza młodego człowieka w barwny, zróżnicowany świat muzyki klasycznej. Mój syn uczestniczy w takich zajęciach. Jestem z niego bardzo dumny.
OdpowiedzUsuń