niedziela, 18 listopada 2018

Piotrków Trybunalski i spotkanie TGZCz w Częstochowie - 14.11.2018

 

Marysia, koleżanka z Warszawskich Genealożek, namówiła mnie na jednodniowy wyjazd do Częstochowy na listopadowe spotkanie tamtejszych genealogów, zrzeszonych w Towarzystwie Genealogicznym Ziemi Częstochowskiej. Zapowiedziany temat spotkania był bardzo ciekawy, związany z 100 rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę, a miał go przedstawić bardzo dobrze nam znany prezes częstochowskich genealogów – Jacek Tomczyk: 
„Jak mój dziadek wracał do Niepodległej”
Przyznaję, że spodobał mi się jej pomysł. Cały mijający rok poświęciłam na poszukiwania oraz badanie dokumentów w archiwum w Zamościu i po wielokrotnych wizytach w rodzinnym mieście mojego ojca, czułam już trochę przesytu tym miejscem. Wycieczka w nowym kierunku była mi najwyraźniej potrzebna. 
Łatwiej jednak wymyśleć wycieczkę, trudniej jest ją zaplanować. Nie udało nam się znaleźć odpowiednich połączeń autobusowych czy kolejowych takich, aby tego samego dnia pojechać i wrócić do domu, bez konieczności nocowania w Częstochowie. Wszystkie powrotne kursy do Warszawy startowały z Częstochowy zbyt wcześnie. Nie miałybyśmy czasu na rozmowy ze znajomymi po spotkaniu, a wyglądało na to, że musiałybyśmy nawet wyjść przed jego końcem. Na szczęście okazało się, że mój syn akurat ma wolny dzień i może zawieźć nas samochodem. Dawało to nam komfort podróży, a także możliwość zwiedzenia czegoś po drodze.
Nasz wybór padł na Piotrków Trybunalski, w którym chyba nigdy wcześniej nie byłam. Sprawdziłam stronę internetową miejscowego muzeum i okazało się, że jest tam do obejrzenia niedawno otwarta wystawa czasowa „Piotrkowski szlak ku Niepodległości”. 

Plakat wystawy czasowej
Źródło - https://muzeumpiotrkow.pl/


Plan w związku z tym był taki, że wyjeżdżamy o 10.00, jedziemy do Piotrkowa, tam pójdziemy do muzeum, obejrzymy wystawę, przespacerujemy się po zabytkowej części miasta i wyruszymy do Częstochowy na tyle wcześnie, aby mieć czas na spokojne zjedzenie obiadu przed spotkaniem. Niestety, plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać. 
Błędem było umówienie się z Marysią u mnie w mieszkaniu. Miałam bowiem rozłożone na stole różne domowe archiwalia i oczywiście obie z Marysią utknęłyśmy w tym na dobrą godzinę. W efekcie wyjechaliśmy z Warszawy z ponad godzinnym opóźnieniem, a roboty drogowe oraz korki na trasie katowickiej opóźnienie w podróży nam zwiększyły. 

Piotrków przywitał nas mżawką, ale niezrażone powędrowałyśmy do Muzeum, dając naszemu kierowcy czas wolny. Obejrzałyśmy z zainteresowaniem nie tylko wystawę czasową, ale również wystawy stałe, popatrzyłyśmy też z góry na piotrkowskie Stare Miasto o mokrych dachach. Obeszłyśmy Rynek, wstąpiłyśmy do księgarni, a w drodze do samochodu skusił nas jeszcze szyld Muzeum Piwowarstwa. Na zwiedzanie muzeum miałyśmy za mało czasu, ale oferta sklepu przy muzeum była bogata i nie wyszłyśmy z pustymi rękoma. 

Ulicą Zamkową wędrujemy w kierunku Muzeum

Zrujnowana, ale ciekawa kamienica

Zamek w Piotrkowie Trybunalskim, w którym mieście się miejscowe Muzeum



Rynek Trybunalski 
W głębi fasada kościoła św. Franciszka Ksawerego



Ulica Rwańska i kościół ewangelicko-augsburski,
dawny kościół OO. Pijarów

Nasz kierowca na Rynku

Ulica Szewska i szyld Muzeum Piwowarstwa

Sklep przy Muzeum Piwowarstwa

Zgodnie stwierdziłyśmy, że czujemy niedosyt po tej wizycie i warto by było przyjechać wiosną do Piotrkowa na cały dzień, żeby zwiedzić go porządnie, nie spiesząc się tak jak dziś.
Na razie jechaliśmy do Częstochowy, czasu było co raz mniej, za to samochodów na drodze było co raz więcej. Była to już pora powrotów z pracy i po dojechaniu do centrum miasta utknęliśmy w kolejnych korkach. Jadąc ulicą Focha, wypatrzyłyśmy z Marysią „Gospodę Rybną”, której zaletą było położenie blisko miejsca spotkania częstochowskich genealogów. Minusem, jak dla mnie, była jej nazwa – Rybna. Wysiadałyśmy z samochodu w pośpiechu, kiedy samochód utknął w korku na kolejnym czerwonym świetle. Czasu na obiad miałyśmy niedużo, było już po 16. W Gospodzie okazało się, że oferują nie tylko ryby, co mnie bardzo ucieszyło. Zamówiłyśmy dania, na które nie trzeba było długo czekać, połykałyśmy nasze porcje w pośpiechu, ale i tak dotarłyśmy na spotkanie ciut spóźnione.

Wykład Jacka był ciekawy, a opowieść dotyczyła jego dziadka Stanisława Tomczyka, który został wcielony do armii rosyjskiej i na przełomie 1917/18 roku stacjonował w Odessie. Tam poznał córkę polskiego zesłańca, z którą się ożenił i z którą wracał prawie rok do odradzającej się Polski. W trakcie wykładu pokazał wiele dokumentów z domowego archiwum, a także rodzinnych pamiątek. W spotkaniu uczestniczyły żona, synowa i wnuczka Jacka oraz całkiem spore grono genealogicznych pasjonatów z Basią i Krysią na czele. 

Jacek w czasie wykładu

Basia, Marysia i ja 
Nie śpię! Z zamkniętymi oczami lepiej się słucha.

Zdjęcie uczestników spotkania

Po spotkaniu Basia zabrała nas jeszcze do swojego domu, za mało jej było rozmów z nami. Godzinkę posiedziałyśmy rozmawiając, delektując się Basi szarlotką i rewelacyjną nalewką. Niestety, musiałyśmy wracać. Nasz kierowca szedł następnego dnia rano do pracy, chciał dojechać do Warszawy przed północą.

Informacje: 
- zdjęcia ze spotkania dostałam od Basi 
- Towarzystwo Genealogiczne Ziemi Częstochowskiej https://www.genealodzy.czestochowa.pl/
- Muzeum w Piotrkowie Trybunalskim https://muzeumpiotrkow.pl/ 


wtorek, 13 listopada 2018

Ze Lwowa przez Karyntię do Zamościa

 




Opowieść o moim dziadku ojczystym Ludwiku Bayerze (1877 Lwów - 1938 Zamość) muzyku i urzędniku skarbowym.

Z urodzenia Lwowiak, z wykształcenia - muzyk i urzędnik, pracownik Urzędów Skarbowych we Lwowie i Zamościu. W sierpniu 1914 roku zmobilizowany do Armii Austro-Węgierskiej. Służył w oddziałach zapasowych, najpierw na froncie wschodnim w Karpatach, a następnie na froncie włoskim w Karyntii. Po wyzwoleniu Galicji spod okupacji wojsk rosyjskich i objęciu przez wojska austriackie nadzoru nad Lubelszczyzną, przeniesiony służbowo do Zamościa, do tamtejszego Urzędu Skarbowego. Tu zastały go wydarzenia roku 1918 i odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Opowieść o latach lwowskich mojego dziadka, czasach Wielkiej Wojny w jego życiu, wydarzeniach listopada 1918 roku w Zamościu oraz  latach powojennych w tym mieście, gdzie osiadł z rodziną, angażując się tu w działalność społeczną.

Opowiem również o źródłach archiwalnych, z których korzystałam oraz o sukcesach, niespodziankach i porażkach w moich poszukiwaniach genealogicznych.


Pamiątkowe zdjęcie z Warszawskimi Genealożkami
w Ursynotece, po wykładzie
W tle zdjęcie portretowe mojego dziadka wykonane w Zamościu 2.11.1918r.

Informacja o wykładzie na stronie warszawskiej URSYNOTEKI
Ze Lwowa przez Karyntię ... 

Edit:
Wykład powtórzyłam na spotkaniu Towarzystwa Genealogicznego Centralnej Polski w dniu 27 listopada 2018 r.  -  128. Opowieści rodzinne