|
Nasz urodzinowy tort - tarta z czarną porzeczką od Beaty. |
W
sobotę 4 sierpnia 2018 roku odbyło się wakacyjne spotkanie grupy Warszawskich
Genealożek. Już po raz drugi, dzięki zaproszeniu Grażynki, nasze letnie
spotkanie miało miejsce na RODOS*, na zielonej trawie pod koronami starych drzew
owocowych, w otoczeniu kwitnących kwiatów. Tym razem dodatkowo świętowałyśmy 5
lat istnienia grupy.
Grupa
„Warszawskie Genealożki” powstała z inicjatywy Grażyny
Rychlik. Pierwsze rozmowy na ten temat prowadzone były wśród Warszawianek na
spotkaniu sympatyków portalu Genpol w marcu 2012 roku. Ostateczne decyzje
zostały podjęte jednak dopiero rok później przez "grupę inicjatywną", do której należały: Beata W., Ewa, Grażyna R. Joanna J., Justyna, Olga oraz Basia, która co prawda nie jest Warszawianką, ale często tu przyjeżdża w odwiedziny. Pierwsze spotkanie odbyło się w sobotę 20
kwietnia 2013 roku w Cafe Lorenz i spotkały się wówczas: Justyna, Grażyna R.,
Ewa i Joanna J.. Przez ponad rok spotkania odbywały się w tej kawiarni działającej
w gmachu Muzeum Narodowego. Niestety, lokal
ten skrócił godziny swojej działalności, co automatycznie powodowało skrócenie
spotkań. Nie spotkało się to z naszym entuzjazmem. Szukając innego miejsca,
które czynne byłoby dłużej, trafiłyśmy do kawiarni „Po Prostu Zachęta” w gmachu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych przy Pl. Małachowskiego, gdzie czasem spotykamy się i dziś. W tym
okresie spotkania odbywały się w piątki, mniej więcej raz w miesiącu.
Od
lutego 2015 roku Warszawskie Genealożki brały udział w comiesięcznych warsztatach
genealogicznych organizowanych przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Oczywiście nie zawsze w pełnym składzie. Po warsztatach był jeszcze czas na
krótkie pogaduchy przy herbacie, w
jednej z okolicznych kawiarni. Nasz udział w warsztatach prawie całkowicie
wyeliminował comiesięczne, piątkowe spotkania.
Od
jesieni 2015 roku częściej pojawiamy się na spotkaniach Warszawskiego
Towarzystwa Genealogicznego. Odmłodzony zarząd WTG skutecznie zadbał o interesujące
tematy wykładów. A po wykładach WTG z przyjemnością spotykamy się jeszcze przy
herbacie we własnym gronie, czasami zapraszając do nas również kolegów. Tego
rodzaju spotkania koleżanka Małgosia z
Kaszub określiła jako „Babeczki z rodzynkami”
Od
września 2017 roku, w mniejszym lub większym gronie, bierzemy udział w
zajęciach „Genealogia w Ursynotece” organizowanych przez Jacka Okulusa - kierownika Muzeum Ursynoteki, a prowadzonych
przez dr Andrzeja Nowika.
Jako
grupa uczestniczymy w różnych spotkaniach genealogicznych w Polsce: w
jubileuszach towarzystw regionalnych (Gniezno, Wrocław, Łódź, Warszawa), w
konferencji w Brzegu, Pikniku Archiwalnym oraz w Nocy Muzeów w Warszawie. Od
kilku lat jeździmy grupą mazowiecko-pomorską (gdyż w tych wyprawach uczestniczy
też Mariusz Momont z Pomorskiego TG) na urodziny Lubelskich Korzeni, po drodze odwiedzając
różne ciekawe miejsca. Organizujemy także wspólne wycieczki poza Warszawę: do
archiwów i muzeów oraz śladami naszych przodków. Uczestniczymy w spacerach po warszawskich cmentarzach organizowanych przez tutejszych przewodników. Chętnie też spotykamy się z
genealogicznymi znajomymi z innych regionów Polski oraz spoza jej granic,
którzy odwiedzają stolicę.
Przez
5 lat istnienia Warszawskich Genealożek, do koleżanek powołujących grupę dołączyły: Łucja, Marysia, Monika, Gosia, Beata K., Asia R.,
Grażyna P. oraz Dorota.
Jaki
charakter ma nasza grupa?
Tu
zdania koleżanek są podzielone: część twierdzi, że wyłącznie towarzyski, część,
do której i ja należę, że jesteśmy grupą genealogiczną. Co prawda jako grupa
nie prowadzimy żadnej zorganizowanej działalności, ale każda z nas jest genealogicznie
aktywna.
Blogi
o tematyce genealogicznej, historycznej czy regionalnej prowadzą: Dorota,
Grażyna R., Łucja, Marysia, Monika. Blog
fotograficzny prowadzi Beata K.
Do
regionalnych towarzystw genealogicznych należą: Asia, Basia, obie Grażyny, Joanna J. i Monika.
Indeksacją
ksiąg metrykalnych zajmują się: Grażyna P., obie Beaty i Asia R.
Wykłady
na różnego rodzaju spotkaniach genealogicznych prowadziły: Basia, Ewa, Grażyna R., Joanna, Justyna,
Marysia i Monika. Justyna promowała poszukiwania genealogiczne w programach
telewizyjnych, a ja występowałam w radiu. Książki, opracowania oraz artykuły publikowały Asia, Basia, Beata W., Ewa, Gosia, Grażyna R., Joanna, Justyna i Monika. Gosia jest autorką „Mapy parafii rzymskokatolickich”
dostępnej w Internecie, a w latach 2014-2017 współredagowała
genealogiczny, internetowy miesięcznik „More Maiorum”. Joanna J. była odpowiedzialna
za prace redakcyjne przy tworzeniu jubileuszowego tomu „Querenda 5”
Warszawskiego TG. Marysia od kilku lat działa jako wolontariuszka w Ośrodku KARTA i zachęca wszystkich do przekazywania tej instytucji archiwów rodzinnych (są wówczas szerzej dostępne). Zjazdy rodzinne organizowały Asia, Basia i Joanna.
I
właśnie jako genealogiczna grupa zostałyśmy w tym roku poproszone o współorganizowanie „XV Urodzin
Genpolu” w Warszawie.
Owszem,
łączą nas przyjacielskie kontakty towarzyskie z nutą kulinarną, ale przede
wszystkim połączyło nas zainteresowanie historią naszych przodków. I to tematy
genealogiczne dominują na naszych spotkaniach. Jesteśmy też dla siebie
wsparciem w trudnych, życiowych sytuacjach, które nas nie omijają.
Tegoroczne,
letnie spotkanie na RODOS odbywało się w tropikalnych wręcz temperaturach. Upały
trwały od wielu dni, w południe było niemożliwie gorąco.
A my właśnie w samo południe, w cieniu
starych drzew owocowych, rozstawiłyśmy lekki pawilon, który ocieniał stół i
stojące wokół niego fotele. Dodatkowo
dziewczyny zawiesiły na drążkach pawilonu prześcieradła, żeby słońce nie
świeciło nam w oczy.
|
Początek spotkania, jeszcze są wolne miejsca na stole :-) |
Na
dużym stole Grażynka położyła błękitny obrus, a na nim ustawiłyśmy przyniesione
ciasteczka, orzeszki, wafelki, tartę z
czarną porzeczką, która była naszym tortem urodzinowym, ciasto z jabłkami –
dzieło Grażynki, owoce: śliwki, morele i nektarynki, a także żółte, czerwone i
czarne pomidory prosto z grządki Asi, czerwoną i żółtą paprykę, gotowany bób od
Joanny oraz słój małosolnych ogórków mojej produkcji. Były też różne napoje, nalewka i piwo domowego wyrobu od Doroty
oraz butelka Prosecco, którą dostałyśmy na Genpolu od Tomka Nitscha z
podziękowaniem za pomoc przy organizacji Urodzin Genpolu. Ewa przyniosła
papierowe talerzyki w koty oraz sałatkę owocową z arbuzem, a Marysia dzieła
swojej wegetariańskiej kuchni: jeszcze gorącą pizzę z kalafiora i świeżo
upieczone krakersy z ziarenkami słonecznika. Super chrupiące były!
|
Pizza z kalafiora - dzieło Marysi.
W rogu zdjęcia widać fragment talerzyka z sympatycznym kotem. |
Wszystko
odbywało się zgodnie z zasadą: :”Siedzą i jedzą”.
Oczywiście
żartuję!
|
Warszawskie Genealożki na RODOS - Fot. Beata K. |
Czas
spotkania przede wszystkim wypełniały rozmowy. Tematów nam nie brakuje, zawsze ciekawe
jest dowiedzieć się, gdzie która była, w jakim archiwum, bibliotece czy na cmentarzu,
a przy okazji co się której przydarzyło. Co udało się odnaleźć: jakie dokumenty
i informacje, a który z przodków nadal się ukrywa. Gdzie jeszcze warto by
poszukać, w jakie miejsce zapukać. Jakie są plany na sierpień: wakacyjne czy
archiwalne i co planujemy na jesień. Ciekawe, ale tym razem Beata nie przypomniała
o realizacji naszych noworocznych, genealogicznych postanowień. Rozmawiałyśmy
też o tym, kto się wybiera następnego dnia do Pułtuska na uroczystość wręczenia
medalu PTG i jak tam dojedziemy. Omawiałyśmy również organizację wyjazdu na
wrześniową Konferencję do Brzegu, bo najprzyjemniej podróżuje się razem. A
poza tym podziwiałyśmy kapelusz Joanny, z niezwykle szerokim rondem. Przymierzałyśmy
go wszystkie po kolei, a na koniec Beata zrobiła nam kapeluszową sesję zdjęciową.
|
Fot. Beata K. |
|
Fot. Beata K. |
Było
nas na RODOS dziesięć: Asia, Beata K, Dorota, Ewa, Gosia, Grażyna P, Joanna,
Łucja, Marysia i ja. Wczesnym popołudniem zdecydowałyśmy, że najwyższy czas
wznieść toast za wszystkie nasze spotkania przeszłe i przyszłe. Ustawiłyśmy
świeczkę „Piątkę” na torcie chcąc ją zapalić, ale okazało się, że knot był
mikroskopijny i odmówił współpracy. Zupełnie nam to nie przeszkodziło, toast
spełniłyśmy, a tort z czarną porzeczką zniknął w błyskawicznym tempie.
Upał
nie zelżał ani na chwilę, na niebie chmurek było niewiele, ale w miarę upływu
czasu słońce przesuwało się i przeświecało przez gałęzie drzew owocowych już z
innej strony. Nad głowami miałyśmy gałęzie śliwy, tuż obok rosła jabłonka, pod
nią na trawie leżały dojrzałe jabłuszka. Wzdłuż ścieżki rosły pięknie teraz
kwitnące floksy, a po ogrodzeniu pięły się z jednej strony jeżyny bezkolcowe, a
z drugiej – winorośl.
Pnącza
skutecznie chroniły nas przed ciekawskim wzrokiem sąsiadów, ale nie
zatrzymywały ich głosów (nas zapewne też było słychać). Tymczasem na kolejnej
działce, słabo widoczny poprzez jeżyny, ustawiony był sporej wielkości basen.
Toteż naszym rozmowom przez dłuższy czas towarzyszył plusk wody oraz chlupot
godny solidnego hipopotama, a nawet dwóch. Trzeba przyznać, że trochę
zazdrościłyśmy sąsiadom możliwości ochłodzenia się w wodzie. Dzięki Grażynce,
która jak tylko przyszła na działkę, ustawiła i napełniła dziecięcy basenik,
mogłyśmy chociaż nogi zamoczyć i stałyśmy tam sobie we trzy chłodząc się i
tylko troszkę chlupocząc.
Jak
to zwykle bywa, w miłym towarzystwie czas upływa szybko. Nie wiadomo kiedy
minęło popołudnie i trzeba było kończyć nasze spotkanie. Tym bardziej, że
słońce chowało się już za dachami pobliskich domów. Pozbierałyśmy, posprzątałyśmy,
poskładałyśmy i pochowałyśmy wszystko co trzeba było. Domek i furtka zostały
zamknięte, a my pewnie za rok spotkamy się tu znów letnią porą.
|
Letnią porą na RODOS - Fot. Asia R. |
*RODOS - Rodzinne Ogródki Działkowe Otoczone Siatką :-)